sobota, 27 kwietnia, 2024

Lizbona, jak na stolicę Portugalii przystało to miasto wielobarwne, wielokulturowe, a przede wszystkim wielosmakowe. Wyczerpując jak najszybciej aspekt faktograficzny posłużę się najbardziej praktycznymi z nich. Miasto leży na siedmiu wzgórzach, co przy próbie pieszego poznania miasta staje się bardzo istotne. Jednocześnie inne forma przemieszczania wiąże się z rezygnacją z możliwości przyznania sobie dodatkowych posiłków, co w tym mieście powinno być naszą nagrodą za każde dobre zachowanie. Istnieje od czasów rzymskich i należy oddać Lizbończykom, że ten czas wykorzystali bardzo owocnie na naukę gotowania i produkcji wina. Oczywiście położone jest nad rzeka Tag w pobliżu ujścia do Oceanu Atlantyckiego. Informacja przydatna dla tych, którzy lubią surfować lub podziwiać urodę Lizbończyków w wydaniu bikini.

Gdy wiemy już w której części mapy Europy narysowane zostało to miasto, czas teraz aby stworzyć naszą subiektywną mapę Lizbony. Kryteria dotyczące wyboru metod wizualizacji wprost wynikają z potrzeb naszego żołądka.

Pierwszym punktem na naszej mapie będzie oczywiście śniadanie. Najlepszy wybór to croissant maślany z szynką i serem. Do tego szklanka soku pomarańczowego i kawa. W przypadku tego punktu rezygnuję z szerszego opisu, ponieważ jesteśmy jeszcze zbyt zaspani, aby rozkoszować się smakiem.

Drugie śniadanie, czyli drugi punkt na naszej mapie. W tym przypadku wybór może być tylko jeden. Pasta del Nata z kawą. Mimo użytej liczy pojedynczej, ostrzegam przed zamówieniem jednej porcji. Najrozsądniej jest zamówić trzy lub cztery (najlepiej, jeszcze ciepłe). Czym jest Pasta del Nata? W ujęciu technicznym to kruche ciasto francuskie z budyniową masą, obsypywane cynamonem. Gdy weźmiemy jednak pierwszy kęs poczujemy, umiarkowaną słodycz z rozpływającym się ustach budyniem. Do tego gorycz cynamonu stworzy nam kojącą mieszankę słońca i lizbońskiej serdeczności. W tym miejscu, ze względów prawnych muszę ostrzec, że przysmak ten jest silnie uzależniający. Niestety po powrocie do kraju bardzo ciężko jest znaleźć coś co ukoi nasz ból na odwyku. Nie mniej jednak, warto jest poszukiwać tego przysmaku na różnych stoiskach lub festiwalach tematycznych, gdyż wtedy jeszcze bardziej docenimy smak tych jedzonych z Lizbonie. Ten przysmak najlepiej jest spożywać rozsiadając się na schodach, fontannach, ławkach lub pomnikach w miejscach, gdzie możliwe będzie obserwowanie tubylców.

Punkt numer trzy to oczywiście obiad. Na południu Europy, nas ludzi z północy zaskoczyć może fakt i większość wartościowych restauracji w Lizbonie zamknięta jest w czasie pojmowanym przez nas jako pora obiadowa. W tej sytuacji pozostaje nam zjeść większe drugie śniadanie (zgodnie z radą z wcześniejszego punktu) lub udanie się do tej restauracji, która pozostaje otwarta. Wybór takich restauracji odradzam wychodząc z założenia, że jeżeli coś nie toczy się zgodnie z rytmem życia rodowitych mieszkańców miasta, to nie zasługuje na naszą uwagę.

Punkt numer cztery to wino, wino i jeszcze więcej wina. Gdy zrezygnujemy już z nienaturalnych restauracji Lizbony, proponuję udać się na butelkę wyśmienitego białego wina i tapas. Białe wytrawne wino, lekko schłodzone to idealne podsumowanie słonecznego spaceru po mieście. Do tego na drewnianej desce dostaniemy długo dojrzewające wędliny i sery. Warto zwrócić uwagę na ser owczy, który w Lizbonie smakuje wyśmienicie (najlepiej z miodem). Białe wino musi być oczywiście podane z oliwkami, w tym przypadku w zalewie czosnkowo-cytrynowej. Taka mieszanka rozrzedzi gorące powietrze i skoryguje dotychczas znany nam system mierzenia czasu, co jeszcze bardziej pozwoli nam chłonąć klimat miasta.

Na naszej mapie pozostał nam ostatni punkt. Będzie to oczywiście kolacja, która w Lizbonie potrafi trwać do białego rana. W związku z tym opis tego punktu zasługuje na odrębny wpis, który już niebawem pojawi się na naszym blogu.

Śledźcie uważnie aktualności i do przeczytania J.

0 Comments

Leave a Comment